niedziela, 9 października 2011

Odcinek 10 "Ucieczka"

- Ale... jak to? Dlaczego... - nie dokończyła. Przerwał jest straszliwy huk, gdzieś z oddali napłynęły dźwięki jakby wybuchu bomby.
- Jake, co się dzieje? O co cho...
- Szybko! Nie mamy czasu! Potem ci wyjaśnię!
Lilly i Jake wybiegli z kawiarni.
***
Stali przed małą chatką z drewnianych bali, umiejscowioną między pagórkami. Z lotu  ptaka przypominała starą, wiejską chałupę, do której nikt nie odważyłby się nawet podejść. Wydawało się także nieprawdopodobne, żeby dostrzec domek z miasta. Jednak nowe lokum nie było w rzeczywistości tak bezpieczne, jak im się wydawało.
- No to co miałeś mi wytłumaczyć??? - Lilly uniosła brwi.
- Kilka tygodni temu miałem sen, w którym widziałem nasze miasto i wojnę. Przeciwnicy napierali na nas ze wszystkich stron. Budynki były zniszczone, ludzie nie mieli dokąd uciekać. Ulice były pełne trupów. Niby to tylko sen, ale kiedy się obudziłem, miałem wyraźne przeczucie, że jeżeli rzucę wojsko, ty przeżyjesz. No i zaczęło się. Jest wojna.
Lilly nie wiedziała co powiedzieć. Jej usta owierały się i zamykały, oczy wyglądały jak dwa spodki.
- Co? Jesteś... Jesteś wróżbitą?
- Nie. Chyba nie. Nic mi o tym nie wiadomo. - Jake próbował się uśmiechnąć.
Nagle zadzwoniła komórka Lilly.
- Tak? O co chodzi, Kim?
- Słuchaj: przyjadę do ciebie za pół godziny, muszę zostawić u ciebie swoja córkę, mój mąż nie żyje, a mnie trafili w rękę, chyba niedługo się wykrwawię... Gdzie jesteś?
- W jakimś dziwnym domku. Idź do lasu, przejdź przez cały, potem cały czas biegnij na północ. Zobaczysz małą chatkę z drewnianych bali. To tu.
- Dob... Aaaaaa!!! - połączenie się urwało.
***
- Wejdę do środka, zobaczę, czy nie nadchodzą. - rzucił Jake i przeszedł przez próg.
- Okej, ja tu poczekam na Kim i jej małą.
Lilly odwróciła głowę i zobaczyła niską kobietę biegnącą w jej kierunku. Oblepione krwią jedno ramię zwisało bezwładnie, zawieszone na szyi bandażem.
- Kim, no jesteś wreszcie! Kim?
Kim ostatkiem sił dobiegła do Lilly i upadła. Przez chwilę oddychała ciężko, po czym westchnęła. Delikatna mgiełka uniosła się z jej ciała i poszybowała w stronę chmur. Zastygła w uśmiechu twarz i zamknięte oczy mogły oznaczać tylko jedno. Kim umarła.
Z oczu Lilly pociekły łzy. Wzięła małą na rękę i przytuliła.
- Będę cię chronić tak mocno, jak tylko chciałaby twoja mama - szepnęła.
- Jake, musimy zrobić pogrzeb Kim. Zakopiemy ją niedaleko, najlepiej zaraz. Była skromna, jestem pewna, że nie chciałaby robić nam kłopotu, ale jakoś musimy ją pochować. Na razie muszę zająć się Malaysią.

- Lilly, nie mamy czasu, właśnie zobaczyłem, że zbliżają się! Są pół kilometra stąd! Albo raczej jest, bo on jest jeden, ale w moim śnie wystapił jako najgorszy z nich. Połóż Maliznę, czy jak jej tam na podłodze i popchnij ścianę. Będziesz wiedziała, co robić. Ja obstawiam drzwi.
Lilly zgodnie ze wskazówkami Jake' a oparła się o ścianę i mocno ja pchnęła. Otworzyła do końca. Wzięła dziewczynkę na rękę i przeszła na drugą stronę. Drzwi zaczęły się zamykać. Zapytała jeszcze:
- A co będzie z tobą?
- Nie wiem - odpowiedział Jake.

CDN...

1 komentarz: