- Jasne.
- Kiedy mnie poprosisz o rękę?
- Niedługo.
- "Niedługo" miało być miesiąc temu.
- A kiedy chcesz się ze mną zaręczyć?
- Teraz.
- Ale... Ja nie mam pierścionka. - Jake próbował się bronić, choć pierścionek kupił już dawno, za namową matki.
- Możemy pójść po niego do jubilera.
- Mieliśmy się nie spieszyć.
- My się nie spieszymy. Chodżmy po pierścionek.
- Nie... Jeszcze nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Tak.
- Nie.
- No widzisz. - Jake był z siebie bardzo zadowolony. W tym czasie zaczęło świtać.
- Grrrr! Idę do domu. Przytul mnie na pożegnanie!
- Idź i nie zawracaj mi głowy.
- Co za debil! - mruknęła pod nosem Alex, odchodząc. - Gdyby nie był bogaty, nie zwróciłabym na niego uwagi.
Jake usiadł na ławce i zamknął oczy. Wtem...
- Hej. - powiedziała Lilly.
- Cześć. - odparł Jake, wstając.
- Wiesz, muszę ci coś powiedzieć.
- Wal śmiało.
- Podobasz mi się.
- Ty mi też. - Jake niewiele myśląc, pocałował Lilly. Ona oddała pocałunek. Trwali tak w milczeniu parę chwil, przytuleni, gdy Jake wyznał:
- Chciałbym cię poślubić.
- Ja cb też.
- To świetnie. Wyjdziesz za mnie? - zapytał, wsuwając jej na rękę pierścionek przeznaczony dla Alex.
- Teraz to już chyba nie mam wyboru. - Lilly roześmiała się.
Nie wiedzieli jednak, że zza drzewa obserwowała ich Alex. Kobieta uknuła spisek przeciwko zakochanym. Chciała przerwać ich szczęście.
***
Świeżo upieczeni narzeczeni wrócili do domu z zamiarem wspólnego spędzenia wieczoru. Pierwsze, co zrobił Jake to pójście do kuchni. Chciał powiedzieć matce o planowanym ślubie. Nie pomylił się. Carole stała na środku pokoju, jakby czekając na niego.
- Dobry wieczór, synu.
- Mamo, chciałem ci powiedzieć, że... bierzemy z Lilly ślub.
Staruszka zesztywniała, zachwiała się i upadła. "Boże, co jej się stało?", pomyślał Jake. Zadzwonił po pogotowie.
***
- To był zawał. Zabierzemy pańską matkę do szpitala, zrobimy jej wszystkie potrzebne badania i zobaczymy. Proszę się nie martwić, będzie można ją odwiedzać.
CIĄG DALSZY NASTĄPI...